– Prowadziliśmy go do celi dla niebezpiecznych. Na korytarzu rozległy się krzyki: „dajcie go do mnie pod celę, ja już go…!” – opowiada w rozmowie z serwisem NaSygnale.pl emerytowany strażnik więzienny z Aresztu Śledczego w Łodzi. To właśnie na jego oddział w 1988 roku trafił najgorszy pedofil, jakiego znała Polska – Mariusz Trynkiewicz. – W tamtym czasie moje dzieci były mniej więcej w wieku zamordowanych przez niego chłopców. Choć byłem klawiszem, łapy mnie świerzbiły przy każdym kontakcie z tą bestią. W końcu byłem też ojcem i człowiekiem – dodaje. Za niecałe dwa lata okrutny morderca czterech chłopców wyjdzie na wolność.
„Recednes” lub „Siwy” – tak go nazywali. Dziś ma 58 lat. – Nie chcę zdradzać swojego imienia. To niepotrzebne – wyznaje. Mężczyzna ma za sobą ponad 15 lat służby. Pracował w Areszcie Śledczym w Łodzi. Na emeryturę odszedł w 2002 roku. Wydarzenia sprzed 24 lat pamięta jednak bardzo dobrze.
Obstawa dla pedofila
– O tym, że Trynkiewicz trafi do nas, wiedzieliśmy już dwa dni wcześniej. Trzeba było przygotować wszystko na jego przyjazd – wspomina „Siwy”. W Piotrkowie Trybunalskim, gdzie mundurowi zatrzymali seryjnego mordercę, nie było aresztu śledczego. Z policyjnej celi morderca chłopców został przewieziony do pobliskiego Aresztu Śledczego w Łodzi.
Przygotowano mu tam specjalne miejsce. Trzeci oddział, trzeci pawilon, cela z trzema łóżkami, w środku meble przymocowane do ścian i podłogi, w oknie dodatkowa siatka. – Najtrudniejszy dla nas był problem dobrania mu współwięźniów. Wiadomo, jak osadzeni reagują na tego typu „paragrafy”. Pedofile nie mają łatwo. Musieliśmy mu wybrać odpowiednią obstawę – opowiada emerytowany strażnik.
– Musieli być biedni, żeby dało się ich przekupić. Znaleźliśmy takich dwóch gabarytowych chłopaków, co by się nie bali potwora z Piotrkowa. Za papierosy, dodatkowe paczki albo kawę czy herbatę – których wtedy więźniowie nie dostawali – obiecali, że nic mu nie zrobią. Co więcej, musieli jeszcze go pilnować, żeby sam się nie okaleczył lub nie popełnił samobójstwa – wspomina.
Arturek, Tomek, Wojtuś i Krzyś
Gdy już wszystko było gotowe, wszyscy ze zdenerwowaniem czekali na Mariusza Trynkiewicza (sąd zezwolił na publikację nazwiska). Każdy wiedział, do czego zdolny jest ten morderca. Swoich zbrodni dokonał w 1988 roku. Tuż przed wakacjami były nauczyciel dostał zgodę na przerwę w odbywaniu kary półtora roku więzienia, którą odsiadywał za molestowanie seksualne dwóch 12-letnich chłopców. Gdy jego prawnik starał się, by przedłużono Trynkiewiczowi czas zwolnienia, on w tym czasie znęcał się nad swoją pierwszą ofiarą.
13-letniego Wojtka spotkał przypadkowo. Zaprosił malca do swojego mieszkania. Tam wykorzystał go seksualnie, a po wszystkim udusił, wpychając gąbkę w usta. Ciało dziecka złamał w pół, starannie zapakował do pudła i wywiózł do lasu. Zwłoki zostały znalezione dopiero trzy miesiące później. W ciągu tego czasu pedofil zaatakował innych chłopców.
29 lipca bestia dopadła 12-letniego Artura, 11-letniego Tomka i 12-letniego Krzysia. Pod pozorem pokazania im akwarium z rybami i kolekcji znaczków zwerbował nastolatków do siebie do domu. Tam zgwałcił ich, a później chwycił za nóż. Przerażone dzieci nie potrafiły obronić się przed zwyrodnialcem. Wieczorem zabójca chłopców owinął ciała w zasłonę z wyhaftowaną literą „T” i wywiózł do lasu. Tam oblał benzyną i podpalił.
Artykuł zaczerpnięty z archiwalnej wersji strony NaSygnale.pl
2 Comments
Specjalnie dla Was, znalezione w sieci, abyście mogli zdobywać tutaj wiedzę
Polecam ten tekst każdemu, kto chce pogłębić swoje rozumienie świata.