”
– Nie pierwszy raz się to zdarzyło. Po prostu kiedy powiem coś nie tak, zrobię coś nie po jej myśli, zaraz bije mnie pięścią w twarz albo dostaję „plaskacze”. Ostatnio nawet przy znajomych. Powiedziałem, że może pójdę z kumplem w sobotę na siłownię, to nawet nie zaczekała, aż się z nimi rozstaniemy, tylko od razu „plaskacz”, bo ona wtedy chciała jechać ze mną na zakupy – zwierza się na jednym z forów anonimowy mężczyzna. Okazuje się, że przemoc domowa, to problem, który nie dotyka jedynie kobiet i dzieci.
Jeszcze kilka lat temu co 13. ofiara przemocy była mężczyzną. Dziś te proporcje zmniejszyły się, a co 10. pokrzywdzony domową agresją to mężczyzna. Na ogólną liczbę 76 993 ofiar przemocy w rodzinie, panowie stanowią 7 580 osób. – Dane te dotyczą działań podjętych w procedurze „Niebieskiej Karty” wyłącznie przez policję (bez danych z działalności innych, upoważnionych do przeciwdziałania przemocy w rodzinie, podmiotów pozapolicyjnych) – informuje Komenda Główna Policji.
W sobotę w Chełmie (woj. lubelskie) zatrzymano kobietę, która zaatakowała 60-latka. Jak ustalili śledczy, 32-latka biła go pięściami po głowie i kopała po całym ciele. Nieprzytomną ofiarę krewkiej kobiety zabrali ratownicy pogotowia. 32-latka, która przed funkcjonariuszami ukryła się w szafie, została w końcu aresztowana. Postawiono jej zarzut spowodowania ciężkiego uszczerbku na zdrowiu.
Wstydzą się prosić o pomoc
Mężczyźni dopiero w ekstremalnych przypadkach wołają o pomoc. – Liczby przedstawione przez policję, nie obrazują skali problemu, który w Polsce jest wciąż bagatelizowany – komentuje dane Ireneusz Dierżęga, prezes stowarzyszenia Centrum Praw Ojca i Dziecka. Tych „pozapolicyjnych” zawiadomień o przemocy wobec mężczyzn jest kilkadziesiąt razy więcej.
Facetowi dużo trudniej zgłosić na policję, że jest bity przez żonę. – W Polsce wciąż są głęboko zakorzenione stereotypy. Mężczyzna jest najczęściej postrzegany jako sprawca przemocy. Jeśli zdarza się sytuacja odwrotna, lub do końca niejasna, mentalność policji, prokuratury czy sędziów w tej kwestii jest często ograniczona i nie pozwala wyjść poza ten stereotyp – mówi prezes stowarzyszenia. Kobieta rozpłacze się, zacznie szlochać, będzie przekonywać, że musiała się bronić przed agresywnym partnerem i sprawa może szybko odwrócić się przeciwko ofierze.
Chorobliwa zazdrość
Takimi obawami długo dręczył się Janusz. Jego żona znęcała się nad nim od lat. – Na początku to była przemoc psychiczna, która objawiała się chorobliwą zazdrością. Anka sprawdzała mi telefon, pocztę mailową, profile na portalach społecznościowych. Gdy odezwała się do mnie jakaś koleżanka lub skomentowała na przykład moje zdjęcie czy link, Anka od razu robiła mi wyrzuty. Strzelała focha i nie odzywała się całymi dniami. Musiałem ją długo za to przepraszać – wspomina.
Z czasem zaborczość przemieniła się w przemoc fizyczną. – Gdy uderzyła mnie w twarz po raz pierwszy, myślałem, że to impuls, chwilowe zdenerwowanie. Że nigdy więcej tego nie zrobi. Ale to był dopiero początek gehenny. Później podczas każdej awantury rzucała się do mnie z pięściami. Szarpała mną i kopała. Nie chciałem jej oddać. Chwytałem ją i powstrzymywałem atak agresji – wspomina.
W końcu Janusz postanowił zakończyć tę toksyczną relację. Złożył w sądzie wniosek o rozwód. Wściekłość żony wzmogła się jeszcze bardziej. Gdy podrapała mu twarz do krwi, postanowił pójść z tym na policję i założyć Ance „Niebieską Kartę”.
Dziś są już dwa lata po rozwodzie, a Januszowi wciąż ciężko się przyznać się przed znajomymi do tego, że powodem rozwodu była przemoc ze strony żony. W końcu „jest taką drobną, wątłą kobietą…”. Janusz wie, że gdyby powiedział o tym kolegom, nie uniknąłby śmiechów i pytań w stylu: Facet jesteś? Czemu jej sobie nie ustawiłeś „po męsku”?
Obawy przed wyśmianiem powodują, że bici mężowie czują się osamotnieni. Doraźnego wsparcia szukają anonimowo, w internecie.
– Co mam dalej zrobić? – pyta internauta w wątku poświęconym problemowi przemocy wobec mężczyzn. – Nie pierwszy raz się to zdarzyło. Po prostu, kiedy powiem coś nie tak, zrobię coś nie po jej myśli, zaraz bije mnie pięścią w twarz albo dostaję „plaskacze”. Ostatnio nawet przy znajomych, powiedziałem, że może pójdę z kumplem w sobotę na siłownię, to nawet nie zaczekała, aż się z nimi rozstaniemy, tylko od razu „plaskacz”, bo ona wtedy chciała jechać ze mną na zakupy. Mam już tego dość! Chciałbym się z nią rozstać, ale boję się, że jak powiem: „koniec”, to mnie zabije! Był ktoś kiedyś w podobnej sytuacji? – pyta.
Ireneusz Dierżęga nie dziwi się, że wielu mężczyzn nie wie, jak się zachować wobec agresywnej partnerki. – Mieliśmy przypadek ojca z Poznania. Żona ugodziła go nożem. Nie poszedł na policję. Dręczony psychicznie brakiem kontaktu z synem, uniemożliwionym przez matkę, prosił nas o pomoc w tej sprawie. Dopiero po chwili rozmowy wyznał, że jest ciężko ranny – opowiada Ireneusz Dzierżęga.
Nieprawdziwe dane
Mity i stereotypy silnego mężczyzny, który nie powinien „dawać się bić kobiecie” przysłaniają realną potrzebę szukania właściwego rozwiązania trudnej sytuacji. Dzierżęga tłumaczy, że Polska jest wciąż krajem, w którym takie stereotypy są bardzo mocno zakorzenione i powielane nawet przez władze. Jako przykład wspomina sytuację z konferencji z 9 lutego 2011 roku.
– Przedstawiciele naszego stowarzyszenia zostali zaproszeni na spotkanie z Ministrem Krzysztofem Kwiatkowskim, w ramach zorganizowanej konferencji „Wsparcie jest bliżej niż myślisz”. Przywołano tam dane dotyczące przemocy domowej. Wynikało z nich, że rok wcześniej skazano za przemoc fizyczną i psychiczną, czyli z art. 207 par. 1 kk, 17 tysięcy sprawców, z czego ofiarami tychże było: 3 526 dzieci, 12 597 kobiet i 0 mężczyzn. To pokazało podejście do sprawy. Według tych danych ani jeden mężczyzna nie został uznany ofiarą przemocy! A to przecież nieprawda! – oburza się prezes.
W swoim stowarzyszeniu często spotyka się z podopiecznymi, których partnerki znęcają się nad nimi. Mężczyźni przychodzą i skarżą się, że kobieta dręczy ich psychicznie. Inni z kolei pokazują siniaki, zadrapania, rozcięte wargi, zszyte rany. A jak przekonuje Dierżęga, niektóre panie są zdolne do dużo gorszych czynów. Wspomina trudną sprawę o opiekę nad kilkuletnim synem pana Roberta z Warszawy.
Skatowali go na oczach synka
– Bawił się z synkiem w piaskownicy, w środku Legionowa. Gdzieś obok spacerowali ludzie, bawiły się dzieci z mamami. Nagle na miejsce wkroczyła jego żona z pięcioma bandytami. Rośli mężczyźni zaatakowali ojca. Bili go, kopali, razili aż sześciokrotnie paralizatorem! On swoim ciałem próbował ochraniać synka, którego mu w końcu siłą wyrwano. Robert rzucił się w pogoń za dzieckiem. Oni wsiedli do samochodu, ojciec chwycił klamkę w drzwiach auta i nie przestawał krzyczeć, by oddali mu dziecko. Oni, nie patrząc na to, odpalili silnik i ruszyli przed siebie – opowiada Ireneusz Dzierżęga.
Oprawcy ciągnęli pana Roberta przez 400 metrów po asfalcie! Zdzierał skórę do żywego mięsa. W końcu dostał po raz kolejny paralizatorem w twarz i puścił klamkę. Zdarzenie zostało nagrane przez kamery miejskiego monitoringu. – Kilka dni później spotkałem się z Robertem. Ledwo dotarł do mnie. Widziałem te obrażenia, które mu zaserwowali. Jego sprawa ciągnie się od 1,5 roku, a matkę wezwano na przesłuchanie dopiero po 70 dniach od wydarzeń – mówi prezes.
Do dziś mały Szymek i jego ojciec mają silny zespól stresu pourazowego, chłopiec był hospitalizowany i długie miesiące ukrywany przed ojcem.
– Jak bardzo cierpiał ojciec wiedząc, w jakich warunkach wyrwano mu dziecko i jak je potem traktowano? Dla osamotnionego mężczyzny, to niejednokrotnie olbrzymie cierpienie spowodowane osamotnieniem, niezrozumieniem i lekceważeniem przez organa ścigania, prokuratora, a potem sąd. W końcu i tak uzna się tradycyjnie, że była to „niska szkodliwość społeczna” i umorzy sprawę. Czy to nie jest również przemoc? – pyta Dzierżęga.
Przekonuje przy tym, że wbrew stereotypowi o delikatnej naturze kobiet, mężczyźni są nierzadko ofiarami naprawdę poważnych obrażeń. Problem w tym, że często policjantom, którzy podejmują interwencję, trudno stwierdzić, kto jest rzeczywistą ofiarą przemocy, a kto sprawcą. W takich sytuacjach na przykład sugestywne mogą być same sformułowania policyjnych dokumentów.
Nieprecyzujne zapisy
– Chociażby terminologia językowa w „Niebieskiej Karcie”. Jest rubryka, w której można wpisać dane „pokrzywdzonej/pokrzywdzonego”. Natomiast przy osobie odpowiedzialnej za przemoc jest tylko: „sprawca” – czyli rzeczownik w formie męskiej. To nie musi, ale może sugerować płeć osoby stosującej przemoc. Może warto zapisać: „sprawczyni/sprawca”. Niech i tu płeć piękna ma pierwszeństwo, a wyraźne określenie dwojga płci, zastanowi osobę pochopnie wpisującą zawsze mężczyznę – proponuje Ireneusz Dierżęga.
Co więcej, wspomina przypadki nadużyć procedur „Niebieskiej Karty”. – Kobieta, wiedząc już, że będzie się rozwodzić, w nocy dzwoni na policję i skarży się, że mąż gonił ją z nożem, ale poszedł już spać. Następnego dnia robi to samo. Przyjeżdżają policjanci i budzą mężczyznę, żądając wyjaśnień. I słowo staje przeciwko słowu. W takiej sytuacji policjanci szybciej uwierzą żonie – mówi prezes. – Znam wiele takich przypadków – zapewnia. Wskazuje również, iż policja tłumaczy, że niestety mają zbyt słabo i krótko przeszkolonych funkcjonariuszy do takich interwencji.
Sprawcy, wymagający pomocy medycznej
Rozmiar obrażeń powstających podczas domowych awantur obrazują policyjne interwencje. W sierpniu 2008 r. Stowarzyszenie na Rzecz Równouprawnienia i Poszanowania Prawa wystąpiło do Komendy Wojewódzkiej Policji w Krakowie z prośbą o udostępnienie danych statystycznych dotyczących zjawiska przemocy domowej. W województwie małopolskim w 2007 roku sprawców przemocy domowej było ogółem 5 156, z czego 4,1 % stanowiły kobiety (203 osoby).
– Uwagę zwraca silna dysproporcja będąca w sprzeczności z najnowszymi badaniami nad zjawiskiem przemocy. Zastanawia również fakt, iż wg danych małopolskiej Policji 275 sprawców wymagało udzielenia pomocy medycznej, wobec 110 ofiar. Czy zatem osoba, która wymaga pomocy lekarza może być sprawcą? Nie można tego wykluczyć, lecz przytoczone powyżej liczby każą się zastanowić czy policja nie definiuje zbyt pochopnie sprawcy i ofiary podczas interwencji – komentował wyniki badania Sławomir Mielnik, prezes stowarzyszenia.
– Oczywiście, to kobiety i dzieci faktycznie są częściej ofiarami przemocy ze strony mężczyzn. Ale wciąż to podkreślam, przemoc nie ma płci! Mężczyzna nie jest zawsze sprawcą, ale również ofiarą i bierzmy pod uwagę nie tylko przemoc fizyczną, ale często i tę dotkliwszą dla nich – psychiczną, w której niestety, ale dominują kobiety – podsumowuje Dierżęga.
Najnowsze statystyki policji burzą mity i pokazują, że płeć piękna również potrafi być agresywna. I choć wizerunek pobitego czy posiniaczonego mężczyzny nie jest tak częsty, jak poszkodowanej kobiety, to nie można z góry zakładać, że sprawca jest zawsze rodzaju męskiego. A fakt, że problem występuje rzadziej nie oznacza, że można się nim nie zajmować.
Artykuł zaczerpnięty z archiwalnej wersji strony NaSygnale.pl
2 Comments
Czytając to, zdałem sobie sprawę, jak ważne jest poszerzanie własnych horyzontów.
Trochę wiedzy nikomu nie zaszkodzi, dlatego dzielę się z Wami