Mówili o nim „Wampir z Bytomia” albo „Frankenstein”. W październiku 1976 roku z jego rąk zginęła Teresa R., której zakrwawione ciało znaleziono w piwnicy . Równo dziewięć lat później, jesienią 1985 roku w krakowskim więzieniu założono mu pętlę na szyję. Tak skończył Joachim Knychała, seryjny morderca kobiet, który przez lata siał postrach na terenie Śląska.
Ciało kobiety leżało w piwnicy kamienicy przy ul. Rostka w Bytomiu, sąsiadującej z komisariatem policji. Teresa R. miała 26 lat, obnażone ciało i roztrzaskaną od potężnych uderzeń siekierą głowę. Rano nadal było widać na klatce schodowej zaschnięte ślady krwi. Poprzedniego wieczoru Joachim Knychała spacerował pustymi ulicami Bytomia. Swoją ofiarę spotkał przy placu Sikorskiego i szedł za nią, aż weszła do jednego z bloków. Pierwszy cios padł, gdy otwierała drzwi swojego mieszkania. W lokalu obok słychać było ujadanie psa i odgłosy wieczornej krzątaniny, ale nikt z mieszkańców nie zareagował. Mężczyzna pomyślał, że zwierzę pewnie poczuło krew, zaciągnął więc ledwie żywą kobietę do piwnicy. Pośpiesznie wrócił na górę pozbierać rozsypane po posadce kosmetyki i przetrzeć poręcz, by nie zostawić żadnych śladów. Gdy wrócił do Teresy, ta jeszcze żyła. „Dołożyłem jej z całej siły siekierą. Ale ona dalej jęczała. Co za baba pomyślałem i jeszcze raz walnąłem ją w głowę” – wyznał po latach. Rozebrał ją i wykorzystał seksualnie.
Urodził się 8 września 1952 roku w Bytomiu (woj. śląskie) zamordował z zimną krwią pięć młodych kobiet, usiłował pozbawić życia siedem kolejnych. Na każdej wyżywał się seksualnie, obcując z nimi gdy jeszcze żyły oraz później, bezczeszcząc ich zwłoki. Był typowym seryjnym mordercą, który na co dzień wiedzie przykładne życie, u boku kochającej żony i dwóch córek. Pracował w Piekarach Śląskich, jako cieśla i górnik w kopalni. Był przestępcą o tyle interesującym, że do nikczemnych czynów zainspirował go inny seryjny morderca, działający w zbliżonym okresie Zdzisław Marchwicki, czyli „Wampir z Zagłębia”.
Nienawiść do kobiet
Knychała przyszedł na świat w protestanckiej rodzinie, z małżeństwa Niemki i Polaka. Podwójna narodowość była przyczyną szyderstw wobec chłopaka. Wychowała go matka i babka, ale nigdy nie zaznał rodzicielskiej miłości ani ciepła domowego ogniska. Ojciec zostawił ich gdy Joachim miał dwa lata. Był znienawidzonym „polskim bękartem” – jak mawiała jego babka. Kobiety na przemian biły go, wyzywały i poniewierały. Bez wątpienia odcisnęło to piętno w umyśle chłopaka. „Babki nienawidziłem – mówił. „Uraz do babki przekształcił się później w nienawiść do kobiet w ogóle”. Akceptacji zaczął szukać wśród miejscowych chuliganów, gdzie autorytet i respekt zdobywał pięściami.
W konflikt z prawem wszedł w wieku 18 lat, kiedy został skazany na trzy lata za próbę gwałtu na młodej dziewczynie,. Feralnego dnia Knychała spożywał alkohol z dwójką kolegów i znajomą z osiedla. Dziewczyna miała ochotę odbyć stosunek seksualny z jednym z nich, ale do piwnicy zeszli wszyscy. Tam chłopcy ściągnęli z niej siłą bieliznę. Krzyk dziewczyny zaalarmował mieszkańców, którzy zatrzymali pijanych młodzieńców. Joachim nie poczuwał się do winy i do końca wypierał się próby gwałtu. Między innymi w tym wydarzeniu upatrywał źródło swojego silnego urazu do kobiet.
Jedyną przedstawicielką płci pięknej, którą szanował, była jego żona. Poznał ją zaraz po wyjściu z więzienia, zakochał się, a ona obdarzyła go czułością i ciepłem, którego nigdy wcześniej nie zaznał. Był rok 1974. Cała Polska żyła procesem Zdzisława Marchwickiego, oskarżonego o 14 zabójstw kobiet i 6 usiłowań. Sprawa cieszyła się ogromnym zainteresowaniem, na publiczności chciał znaleźć się każdy, stąd zaczęto wydzielać wejściówki. Wśród szczęśliwców znalazł się także Knychała, który napawał się brutalnymi opisami zbrodni, zeznaniami przerażonych świadków i zainteresowaniem, z jakim społeczeństwo patrzyło na mordercę. Zgodnie z oczekiwaniami, mężczyzna został skazany na karę śmierci.
Gdy czekał w celi na wykonanie wyroku, a milicja i władze świętowały zakończoną sprawę, w Chorzowie została zamordowana Mirosława S. Zabito ją w dokładnie taki sam sposób, jak robił to Wampir z Zagłębia – uderzenie tępym narzędziem w tył czaszki, obnażenie ciała, stosunek seksualny, miejsce zdarzenia blisko miejsca zamieszkania ofiary – zaledwie 50 metrów od jej mieszkania. Ktoś zmasakrował jej zwłoki i pastwił się nad nią – z twarzy kobiety pozostała tylko krwawa miazga. Wspominając zbrodnię Knychała mówił później: „Waliłem, aż usłyszałem trzask łamanej czaszki.” Straszny widok przeraził nawet jego, dlatego nakrył głowę kobiety bluzką. Trwoga była tym większa, że kobieta ta była świadkiem podczas procesu Marchwickiego. Na milicję, sędziego i prokuratora padł blady strach: czyżby zamknęli niewłaściwą osobę?
2 Comments
Temat na czasie i bardzo istotny. Zapraszam do klikania i czytania
Polecam ten tekst każdemu, kto chce spojrzeć na rzeczywistość z innej strony.